Zaczęło się dość nieoczekiwanie bo pewnego kwietniowego dnia złapałam za młotek tynkarski i zabrałam się za zrywanie tynków na korytarzu. Robota bardzo niewdzięczna, zwłaszcza że pomieszczenie musi być szczelnie zamknięte, a pył daje we znaki. Poza tym tynk był przymocowany do słomianej ‘maty’ którą trzeba było po wszystkim usunąć. Udało się jednak z pomocą Maiskiego ogarnąć temat w jeden dzień. Trzeba było obmyślić koncepcję – co dalej?
Jako, że same bale nie wyglądały najgorzej część ścian postanowiłam po prostu pomalować na biało, żeby rozjaśnić przestrzeń, pozostałe zaś fragmenty poszły pod gliniany tynk. Jak na razie sytuacja przedstawia się następująco:
Jak widać na razie czekamy żeby wyschła do końca pierwsza warstwa tynku glinianego, a w międzyczasie myślimy jak ugryźć resztę. Na pewno będzie tu stolik/konsolka z palety (który w zasadzie jest już gotowy, tylko czeka na wstawienie), zmontowana przeze mnie skrzynia na kurtki itp., wieszaki DIY, których część już widać na jednym zdjęciu powyżej. Będzie też półka nad drzwiami do kuchni tylko jeszcze nie udało mi się kupić odpowiedniej deski.
Jak widać jest postęp co bardzo cieszy. Wiadomo, że trzeba będzie zająć się jeszcze elektryką, sufitem, podłogą i ostatecznym szlifem ale wszystko powoli się układa w głowach i później w rzeczywistości.
A z ostatnich dobrych wieści – możemy się pochwalić – w tym roku będzie nowy dach na domku. Sponsorem jest moja mama. Był już u nas pan ‘dachownik’ ze wsi, który obejrzał strych i wstępnie ustaliliśmy plan działań. Więźba dachowa jest OK, jakiś mini balkonik do zrobienia. Jupi!!!